9.08.2014

Eruri mode on

 Kapitan wyjął obszerną teczkę, po czym zaczął studiować dokumenty. Wkurzyło mnie to. Połowę drogi rozmawialiśmy o nadchodzącej wyprawie, a resztę spędziliśmy w przytłaczającej ciszy.
– Nie możesz chociaż na chwilę oderwać się od pracy? – zagaiłem.
– Wybacz. – Nawet nie oderwał wzroku od papierów. Prychnąłem w myślach.
– Może wyjdziemy gdzieś?
Spojrzał na mnie. W końcu sam wcześniej spytał mnie, gdzie chciałbym pójść, więc może uda mi się go wyciągnąć z dala od bycia zwiadowcą?
– Levi, to będzie pierwsza wyprawa, którą będę dowodził. Nie potrafię się zrelaksować ani o tym zapomnieć.
Potrafisz, ale nie chcesz. Bierzesz na siebie odpowiedzialność za ludzi, którzy jeszcze nie zginęli. A ja boję się na siłę odciągną cię od tego, żebyś mnie nie odrzucił. Zganiłem się w myślach. Miałem się do nikogo nie przywiązywać. Żeby potem nie bolało.
– Skoro wolisz siedzieć i się zamartwiać, twój wybór – powiedziałem z jadem w głosie. – Ja idę na świeże powietrze.
– W porządku. – Znów na mnie nie spojrzał.
Zdenerwowałem się i wyszedłem. Zignorowałem Żandarmów, których mijałem, bez pytania przepuścili mnie przez główną bramę i przystanąłem dopiero parę ulic dalej. Co się ze mną stało? Dałem się ponieść. Dlaczego, do cholery, wkurzyłem się na Erwina?
Ach tak. Poczułem się zignorowany, jakbym nic dla niego nie znaczył. A więc o to ci chodzi, chcesz, żeby zwrócił na ciebie uwagę. Chcesz, żeby zrelaksował się, biorąc cię w swoje silna ramiona.
Przestań! Nawet gdybym zaciągnął go do łóżka, nic by z tego nie wyszło. Obaj jesteśmy facetami. Jest moim przełożonym. A ponad wszystko jesteśmy Zwiadowcami, chodzącymi trupami.
A czy nie należy ci się chociaż chwila przyjemności?

Oj, zamknij się już. Nie wierzę, żeby Erwin myślał o mnie w ten sam sposób. Może być moim towarzyszem, nawet przyjacielem, ale nie kochankiem.

24.04.2014

The Reluctant Heroes

Day by day we have lost our edge
Don’t you know, forgotten is the life we led
Now it seems you don’t care what the risk is
The peaceful times are what made us blind
Can’t look back, but we’ll not come back
Can’t be afraid, each time after time
So once again, I’m hiding in my room
The peaceful times are what made us blind

29.03.2014

Post próbny


Vincent.
Jasnowłosa dziewczyna wyciągnęła do mnie drobną, bladą rączkę. Oddalała się ode mnie. Starałem się uścisnąć jej dłoń, lecz w ogóle nie przybliżyłem się do niej.
Vincent.
Jej drobny głosik drażnił me uszy. Dziewczyna z każdą chwilą była coraz dalej. Nie potrafiłem objąć wzrokiem jej całej, widziałem tylko zarys ciała i duże, niebieskie oczy, które kontrastowały z cieniem twarzy.
Vincent!
Głos stał się natarczywy. Oboje wiedzieliśmy, że odchodziła i że tylko ja mógłbym jej pomóc. Zdawałem sobie też sprawęże nie uratuję jej.
Camille!!!
Zerwałem się z miejsca i pobiegłem w jej kierunku, wykrzykując imię dziewczyny. Mimo tego nadal się oddalała.
Obudziłem się z niemym okrzykiem na ustach, siedząc na łóżku. Przez chwilę wpatrywałem się w pustą ścianę. Moja mała, kochana Camille. Zapamiętałem ją jako radosną, energiczną i śmiejącą się dziewczynę. Miała długie blond włosy i szczere, niebieskie oczy. Żadnych innych szczegółów. Zawsze zaciągała mnie do zabawy z innymi, chociaż nie lubiłem spędzać czasu wśród rówieśników. Byłem młody, kiedy żyłem z Camille. Nie widziałem jej od czasu, gdy adoptowała mnie ciotka.Camille... Co jej się stało? W tym śnie znikała, odchodziła, umierała. Nienawidziłem tego majaku, który śnił mi się co jakiś okres. Po nim przez jakiś czas nie opuszczało mnie wrażenie, że się stanie coś złego. Tak samo teraz. Moja wyobraźnia jednak podsunęła mi inne pomysły niż dotychczas: Czy Elliot popełni samobójstwo? Czy zrobi coś Alanowi? Czy będzie potrafił dostosować się do panujących tu zasad? Czy Claudius się z nim zaprzyjaźni, co w skutkach może przynieść zerwanie więzi białowłosego z Alanem? Wszystkie opcje były na swój sposób zagrożeniem dla spokojnego życia ARIS. Szczególnie bałem się o niewidomego chłopaka. On jest bardzo nieśmiały w stosunku do nieznajomych osób. Muszę go przypilnować.Jak teraz się zastanowić... Nigdy nie mówiłem ,,życie w ARIS’’ tylko ,,życie ARIS’’. Tak, jestem częścią tego zakładu, tak jak wszystko w nim należy do niego. Wszystko tu można skrócić do słowa ARIS, tak jak ARIS rozmienić na wszystko, co się do niego zalicza. Samo ARIS to skrót, którego znaczenia nie znam nawet ja. ARIS to po prostu ARIS i nie ma sensu się nad nim rozwodzić.Z ociąganiem wstałem z łóżka i wyszedłem na balkon. Stąd miałem wspaniały widok na ogród – przez nikogo nie pielęgnowany – i pokój Claudiusa. Na ten mały taras były dwa wyjścia – z mojego lokum i chłopaka. Każdy pokój na tym piętrze miał balkon, oprócz Alana.Rozejrzałem się leniwie w poszukiwaniu podopiecznego, który gdzieś na dworze powinien być. Wychyliłem się i dostrzegłem Alana siedzącego na schodkach wejścia do salonu. Był jak posąg – w ogóle się nie ruszał, medytował w pozycji kwiatu lotosu. Po cichu wróciłem do pokoju, żeby nie przeszkodzić chłopakowi.